Bereza Wojciech Lada

 


 

 

 "Mróz dochodził  wówczas do 35 stopni poniżej zera.Natychmiast towarzyszący Kostkowi-Biernackimu i Greffnerowi policjanci wykonali oba rozkazy. Piec zgaszono i napuszczono do celi wody, która dochodziła mi do kolan. Po kilku godzinach woda ta już zamarzła.Po dwóch dniach musiano zabrać mnie do Izby Chorych, gdzie lekarz zbadał mnie i oświadczył,że powinienem zostać na leczeniu. Ponieważ jednak pozostał mi do odsiedzenia jeden dzień karceru, pomimo sprzeciwu lekarza, na żądanie władz obozowych odniesiono mnie do ciemnicy".


Bereza Kartuska to trochę zapomniane miejsce,niewygodna, biała plama w polskiej historii. Do dziś mało kto wie o istnieniu tych terenów nazwanych obozem izolacyjnym lub odosobnionym.Polesie nie było atrakcyjne geograficznie. Błoto, sięgające momentami kolan, wszechobecne mokradła.Krajobraz przypominał wręcz plątaninę trudnej do przejścia roślinności. Kilka rozpadających się chat,dramatyczne warunki życia.Dla wielu był to ludzki koniec świata. Sama Bereza Kartuska położona na Polesiu prezentowała się chyba najlepiej.Imponujące mury starego, zniszczonego już klasztoru i kościoła przyciągały wzrok. Ale najbardziej charakterystycznym elementem Berezy były koszary,relikt obecności armii carskiej. Budynki prezentowały się na tle jednostajnych widoków okazale.To tu 17 czerwca 1934 roku rozpoczęła się mroczna historia obozu w Berezie Kartuskiej.Gdybym zapytała ile osób zna dzieje tego miejsca, jestem niemal pewna,że odpowiedzi na tak będzie niewiele.Bereza zapisała się jako miejsce okrutne,pozbawione człowieczeństwa, w którym dano przyzwolenie na odarcie z ostatnich resztek człowieczeństwa drugiego człowieka.

Wojciech Lada w swojej książce Bereza przedstawia historię powstania  tego obozu zwanego miejscem odosobnienia.Wskazuje genezę całego przedsięwzięcia,jego zapalonych pomysłodawców, historie więźniów i oprawców aż po kres istnienia obozu, którego czas trwania wynosił pięć lat. Na kartach książki poznajemy smutną historię nienawiści do człowieka przyobleczonej w niezdrowe ambicje polityczne. Polski obóz w Berezie utworzony 17 czerwca 1934 roku mocą ustawy Ignacego Mościckiego miał za zadanie przetrzymywać osoby zagrażające bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu. Podejrzanych osadzano na czas trzech miesięcy, po czym w zależności od okoliczności czas ten mógł się wydłużyć na zasadzie wielokrotności podstawowego wyroku.

Najbardziej szokującą informację może być fakt,że według znawców obóz odosobnienia miał być wzorowany na niemieckim obozie koncentracyjnym Dachau, który od momentu swojego powstania w 1933 roku miał być miejscem gromadzenia i zastraszania przeciwników nazizmu w Niemczech.

Autor posługując się wieloma szczegółowymi faktami historycznymi w bardzo przystępny i ogromnie ciekawy sposób prowadzi czytelnika przez ten dramatyczny czas życia w Berezie. Gromadząc opowieści ówczesnych więźniów przedstawia obraz codzienności obozu, który jest przerażający. Nieludzkie warunki egzystencji, brak pożywienia i wody to zaledwie rąbek tego, co musieli znosić osadzeni. Najgorsze jest to, co człowiek wyrządzał tam człowiekowi. Zatrudnieni do celów pilnowania więźniów policjanci stosowali okrutne, uwłaczające godności ludzkiej tortury. Bicie gumowymi pałkami, zakazywanie spania czy siedzenia, polewanie posadzki wodą , by więźniowie cierpieli, gdy już dostali pozwolenie na odpoczynek to zaledwie brutalny przedsmak. Kary za nic i dla zasady były wysublimowane,wręcz teatralne a to za sprawą jednego z najbardziej znienawidzonych zarządców obozu w postaci Wacława Kostka-Biernackiego. Jego wymyślne pomysły na tortury przyprawiają o mdłości.

Przyznam,że nie była to dla mnie ani łatwa, ani przyjemna lektura. Ilość okrucieństw opisanych tutaj stanowi potężny ładunek emocjonalny dla bardziej wrażliwych. Najważniejsze pytanie jakie zadawałam sobie w trakcie czytania i zaraz po odłożeniu książki brzmiało.Jak to możliwe,że było na to przyzwolenie? Jak można  tak całkowicie zatracić się w sprawianiu bólu. Niemniej jednak jest to kawałek historii, niechlubny, dramatyczny i wstrząsający, ale prawdziwy. Cierpienie osadzonych paradoksalnie skończyło się z początkiem II wojny światowej, która dla nich w połowie września 1939 roku była wyzwoleniem.

Książka obciążona jest ogromnym bagażem emocjonalnym.Jest też oparta na rzetelnej, rozbudowanej bibliografii. Wojciech Lada podąża za faktami, opowieściami świadków, naocznymi relacjami.Przedstawia ten mroczny fragment w naszej historii obiektywnie, malując go bez subiektywnych ocen.

 Uważam,że jest to niezwykle ważna pozycja z punktu widzenia historycznego i dokumentalnego. Język ,jakim posługuje się autor pozwala ją ocenić jako lekturę dla każdego czytelnika,zarówno tego  interesującego się historią, jak i tego, który chętnie czyta literaturę tego typu w lżejszym wydaniu.

"Zniknęli najwyraźniej po cichu, dopiero w nocy z 17 na 18 września.

"Poranek wstaje najzwyklejszy. Jak co dnia pędzą nas do ustępu, jak co dnia policjant z pałką krąży wśród biegnących szeregów, bijąc ludzi bez opamiętania. Dzień jak najbardziej normalny, nawet z ćwiczeniami. Dozorcy szepczą coś między sobą, gęby mają niewesołe, ale przecież tak było od samego początku wojny. Zasnąłem spokojnie i, zdaje się, spałem długo. W nocy obudził mnie głośny hałas w izbie. Panowało tu niebywałe podniecenie:niektórzy wglądali przez okno, po czym obracali się ku nam i nieprzytomnym, rwącym głosem szlochali:

-Wolność..." 



Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Skarpa Warszawska


Komentarze

Licencja na zdjęcia

Zdjęcia z głównych kategorii i zdjęcie główne są autorstwa Yoshikazu TAKADA(zdjęcia nie zostały edytowane) na licencji: https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/

instagram